Dziś, chciałoby się rzec, post totalnie z d..y. Dosłownie i w przenośni. Ostatnio miałam bardzo napięty okres, ostatnie poprawki w sesji, dokańczanie remontu, sprzątanie, zakupy... Właśnie zaczęłam dochodzić po wszystkim do siebie. Chwilowo tylko zdrowo się odżywiam, zainteresowałam się bento, o czym wkrótce, a dziś szybki post na rozluźnienie po ciężkim okresie.
Z noszeniem majtek u mnie wiąże się cała filozofia. Szuflada podzielona jest na 3 sekcje: codzienną, randkową i okresową.
Czy tylko ja mam przemyślenia na temat majtek? Tak mnie wczoraj naszły, jak sobie wieszałam jasne pranie, w którym znajduje się większość mojej bielizny (moja bielizna wybiera jasną stronę mocy;)).
Otóż, kategoria codzienna to majki, które zakładam w zupełnie normalne, przeciętne dni, gdy niczego "zabawnego" się nie spodziewam, a chcę się czuć dobrze i komfortowo. Zazwyczaj są to całkiem ładne majteczki, ale pozbawione takich irytujących elementów jak koronki, długie wstążki i tym podobne. Nie wstydziłabym się w nich przebrać w szatni, ale z nóg też nie zwalają:).
Kolejne mamy majtki randkowe, pełne koronek, siateczek i innego ładnego badziewia, które mnie podrażnia, łaskocze i tak dalej. O dziwo, najczęściej są to stringi, bo tylko ich dobrze nie widać spod obcisłych spódnic i sukienek.
I ostatnie majtki okresowe, których wyjaśniać chyba żadnej kobiecie nie muszę.
Proszę, powiedzcie mi, czy spędzanie godzin na myśleniu o własnej bieliźnie jest normalne?:D
A teraz lecę wbić się z jakieś ładne majteczki randkowe, bo mam dziś imprezę:).
Prowadzisz mega ciekawy blog, trafilam tu przez przypadek i nie zaluje :)) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń